wtorek, 27 września 2011

Ijak tu nie kochać poniedziałków ;-)


Wczorajszy dzień okazał się dla mnie szczęśliwy . Zupełnie bez większych nadziei na sukces napisałam szczery komentarz na blogu WIEWIÓRY
...i nieoczekiwanie zostałam wylosowana do odbioru prezentu z okazji 400 postu na jej blogu. Moja radość jest tym większa gdyż prezentem będą prześliczne kolczyki 
wykonane wiewiórkowymi łapkami ;-)
  Poza tym wrzesień zachwyca pogodą. Same niespodzianki!

sobota, 24 września 2011

Słodka sobota

Słodka jest już sama nazwa sobota ;-)...
słodko wychodzą ćwiczenia na porannym fitnesie,       

                                leniwie czyli słodko podchodzi się do każdej czynności, bez pośpiechu i bez nerwa....

a jak błyśnie do tego słoneczko....wtedy sobota jest jeszcze słodsza niż zazwyczaj . Dzisiaj dodatkowo dosłodziłam ją rożkami z ciasta francuskiego
 wg przepisu dorotus76 czyli autorki bloga Moje wypieki .Z góry dziękuje za inspirację

piątek, 23 września 2011

A dzisiaj już jesień

Mimozami jesień się zaczyna....

Złotawa, krucha i miła.


  
Mimozami jesień się zaczyna,
Złotawa, krucha i miła.
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
Która do mnie na ulicę wychodziła.

Od twoich listów pachniało w sieni,
Gdym wracał zdyszany ze szkoły,
A po ulicach w lekkiej jesieni
Fruwały za mną jasne anioły.

Mimozami zwiędłość przypomina
Nieśmiertelnik żółty - październik.
To ty, to ty, moja jedyna,
Przychodziłaś wieczorem do cukierni.

Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
W parku płakałem szeptanymi słowy.
Młodzik z chmurek prześwitywał jesienny,
Od mimozy złotej - majowy.

Ach, czułymi, przemiłymi snami
Zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
W snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
Jak tą złota, jak tą wonną wiązanką.


                              A ja na przekór  pogodzie zaczynam dziergać Margarytkowe serwetki , podejrzane i zgapione od właścicielki Szydełkomani
Trzeba będzie chyba poprosić kominkową kozę o pomoc w rozgrzaniu wnętrza domu...bo wilgoć włazi każdą dostępną szparą ....Jak ja tego nie lubię, brrrrrrrrrrrrr.

czwartek, 22 września 2011

A mnie jest szkoda lata......................













                                                                                                                            ach.............   .;-(

środa, 21 września 2011






     Minęło kilka dni,a wydarzyło się tyle ciekawych i mniej sympatycznych rzeczy. Trochę chorób,pobyt Mateusza w szpitalu,zebranie klasowe u Klaudii i szok związany z jej podejściem do wymiany z Niemcami, kłopotów czysto organizacyjnych ... bo żeby dopasować zajęcia dodatkowe dzieci typu j. angielski, matematykę , unihokej i tp do planu ich lekcji trzeba się nieźle pogimnastykować....i liczyć na wsparcie drugiej strony.U mnie skończyło się to lekkim stanem niemocy czyli pojawieniem płaczu na końca nosa.
     Nie ma jednak " tego złego coby na dobre wyszło" bo w czasie tego mało sympatycznego stanu zauważyłam ,że moja córka nagle ujawniła swą jak sie okazało ukrytą wrażliwość. A już myślałam ,że jest z tych kamienistych...cha,cha.Obecnie testujemy pierwszy tydzień owej gimnastyki i mam nadzieję ,ze jak wejdziemy w ten cotygodniowy rytm , damy radę.
     Miłe momenty to choćby skończona serweta, prace w ogródku, lody truskawkowe zjedzone wspólnie z córcia w czasie bieganiny i polowania na produkty obiadowe, Mateusza specyficzny humor i zażartowanie z siostry, upieczony i spałaszowany przez resztę domowników chleb własnego wypieku, 2 z angielskiego u Duśki, jej 5 z geografii i....pewnie wiele innych doznań, o których teraz już nie pamiętam....ŻYCIE jest ciekawe bo nigdy nie wiemy jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień
Sycylia 2011

Duśka w różowych spodenkach


Mati w Chorwacji


sobota, 10 września 2011

W podskokach

   Piękny wrześniowy dzień zaczęłam w podskokach...Podskakiwałam bo pogoda uśmiechała sie do mnie od samego rana.Słońce łaskotało swoimi promieniami ,więc jak tu spać? Poza tym postanowiłam ,że powrócę na łono porzuconych kilka tygodni temu zajęć fitnessu.  Nie ma co , trzeba zadbać o kondycję choć mimo przerwy ćwiczenia aż tak bardzo nie "dały mi w kość". Nie jest tak źle... Wdech... wydech, ..wdech, ..wydech. Wracając pomyślałam ,ze ten dzień "zbałaganię" siedząc na tarasie przy niedokończonej robótce.

Niestety zanim napełniłam filiżankę biała herbatą z płatkami róży moja córcia zorganizowała nam wyjazd do księgarni językowej we Wrzeszczu. Cóż zrobić skoro na poniedziałek książka ma być na ławce szkolnej. Swoją drogą nie wiedziałam ,ze młodzież ma taki pęd do nauki języków obcych, ha,ha...  bo kolejka po podręczniki ustawiła się poza sklep...Tym sposobem przypomniałam sobie dawne czasy, choć wówczas stało się po zupełnie inny asortyment ;-(
   Przy okazji Klaudia mogła wyciągnąć mnie do Galerii Bałtyckiej (wrrrrr.... jak ja nie znoszę tego typu sklepów). Na całe szczęście nie poniosłam az tak wielkich strat  ( finansowych)....koszulka , broszka , pizza hut , no i wspomniany podręcznik. Niestety przez cały pobyt poza domem Klaudia miała wrażenie ,ze jej samopoczucie ulega zmianie ...i to na gorsze . Najpierw drapanie w gardle , potem katar....Ulala!!!!
   W domu herbata z cytryną ,rutinoscorbin....a potem wszytko to co ją trapiło, w podskokach  ....przeszło na mnie. Od tego czasu kichamy razem , zażywając wspomniana herbatkę z cytrynką zagryzając miodkiem z mniszka lekarskiego.
   A robótka? Leżała odłogiem ...aż do wieczora.....Oby tylko nie zabrakło kordonka na jej wykończenie,
a mnie przeziębieniowej cierpliwości.